Brand New Way

Zawsze układam się z Drogą. Tą, którą podążam, a nawet tą, która po prostu jest gdzieś tam. Zawsze przede mną niedokonanie. NIE-DO-KONANIE, a zatem również NIE ZDĄŻENIE! Jakież to jasne! Tak oczywiste, a dopiero od tak niedawna! Dokonanie, dokończenie, zdążenie (czyż nie jest to dokonanie dążenia!), koniec, the end, napisy końcowe. Dokonaj, to nic innego jak Zrób Swoje i Giń! Do KONAJ. Miła wizja, nieprawdaż?

Zatem nie DO, a KONANIE! Ot, i cel naszej egzystencji...

Innego sensu nabiera moje jeżdżenie, przemieszczanie się, zarówno w przestrzeni jak i czasie: niejednokrotnie po przebyciu długiej trasy mylą mi się dni, a nawet tygodnie. Czasem cofam się w czasie świadomością tkwiąc we wtorku, podczas gdy jest już czwartek. Albo przeciwnie - jestem we wtorku myśląc, że jest już np. sobota...

[Źródła tego stanu rzeczy doszukuję się w snach. Tych ostatnio tyle, co kot napłakał, ale kiedyś narzucały mi się rozciągając swój oniryzm na rzeczywistość poza senną. Jeden z nich dotyczył czasu. Byłem w domu na wsi u dziadków i właśnie szykowano jakąś imprezę rodzinną. Stół w kuchni był zastawiony - talerze, miski, sztućce. Wpadłem tam uciekając przed niedźwiedziem! Gonił mnie wokół tego stołu, a ja w panice gnałem przed siebie! Nagle ktoś krzyknął: przekręć talerz! Zatrzymałem się i przekręciłem talerz kilka razy. Jak za dotknięciem różdżki - niedźwiedź zniknął, ale wraz z nim zniknął dzień lub kilka. Znów usłyszałem czyjś głos: musisz przekręcić talerz w drugą stronę tyle samo razy, żeby te dni odzyskaćNie miałem pojęcia ile razy go obróciłem i obudziłem się nie wiedząc, jaki jest dzień tygodnia.]

 Po długiej drodze jestem skonany, a jednak źle się czuję będąc świadomym, że punkt docelowy został osiągnięty. Nawet, gdy podróż samochodem trwała 10 godzin. Może to taka pokuta za brak marszruty z plecakiem?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jakiś taki dzień poetycki...